MÓJ KAWAŁEK WOLNOŚCI OD PRZEMOCY

fot: Polon, Namiotu rozstawianie, 26.08.2011

fot: Polon, Namiotu rozstawianie, 26.08.2011

Język miłości jedynie słusznej partii – jak mówi się o Platformie Obywatelskiej – przynosi żniwo. Marka Rosiaka doprowadził do śmierci, Michała Stróżyka, na szczęście, tylko do szpitala. To jest mój pogląd, ale myślę, że coraz więcej ludzi w Polsce to dostrzega.

Marek Rosiak, pracownik biura PiS, zginął w zeszłym roku zamordowany przez byłego członka Platformy Obywatelskiej tylko dlatego, że miał inne poglądy. Jego morderca działał w pełni władz umysłowych – jak później orzekli lekarze. Tyle lat go indoktrynowano, że PiS to największe zło, że poglądy tej partii są szkodliwe, że ludzi tej opcji należy wyśmiać, wyeliminować, iż w końcu postanowił się poświęcić dla dobra kraju. Nawet jeżeli jedno morderstwo nie załatwiało sprawy i byłby to tylko upust frustracji, że „tego typu ludzie” wciąż chodzą po ziemi. Według „światłej części społeczeństwa”, może trochę przesadził, ale ogólnie miał rację. Nie wiadomo, kiedy przekroczyliśmy tę barierę, poza którą wolność przekonań w Polsce stała się fikcją, a spirala nienawiści wobec ludzi o poglądach prawicowo-patriotycznych przerodziła się w zwolnienia z pracy, utratę kontrahentów, szyderstwa w towarzystwie i wreszcie przemoc fizyczną, przebicie opon w samochodzie i pobicie dziecka kandydata na posła. Wreszcie morderstwo na tle politycznym.

Michał Stróżyk został pobity przez Straż Miejską podczas relacjonowania dla „Gazety Polskiej” protestu pod Namiotem Solidarnych 11 kwietnia tego roku. Spędził pięć dni w szpitalu, miał uszkodzony kręgosłup, wstrząśnienie mózgu i zalecenie noszenia gorsetu ortopedycznego przez miesiąc. Michał nie był agresywny, stawiał jedynie opór bierny i nie było najmniejszego powodu do takiej brutalności wobec niego. Była to demonstracja siły wobec manifestujących, nie bez przyczyny podjęta w 26 godzinie nieustannego protestu, kiedy wszyscy już byli wycieńczeni, po nieprzespanej, zimnej i deszczowej nocy. Rozebrano nam namiot i zabrano go, zostawiając w deszczu i błocie wszystkie zgromadzone pod nim rzeczy. Michał pojechał do szpitala. Część z nas błąkała się wokół tego, co po namiocie zostało. Część padła ze zmęczenia. Ale po kilku godzinach znów się skrzyknęliśmy, żeby postanowić, co dalej. Na drugi dzień wróciliśmy z nowym namiotem na Krakowskie Przedmieście. Michał – najbardziej poszkodowany – też był za tym, żeby protest kontynuować.

Domagamy się odpowiedzialności władzy przed prawem

Rozpoczęliśmy protest dokładnie rok po katastrofie smoleńskiej. Domagając się tego, co dla każdego obywatela wolnego kraju europejskiego byłoby oczywiste – odpowiedzialności władzy przed prawem. W krajach praworządnych władza nie jest zwolniona z odpowiedzialności. Każdy obywatel, który złamie prawo, staje przed sądem. Władzy dotyczą te same, a nawet ostrzejsze reguły postępowania.

Nie będę szczegółowo mówić o tym, o czym każdy wie. O dogadywaniu się polskiego premiera z władzami Rosji ponad głową polskiego prezydenta w rozdzieleniu wizyty smoleńskiej, o niedopełnieniu obowiązków służbowych lub podejrzeniu świadomego działania na szkodę Polski przez ministra spraw wewnętrznych Jerzego Millera i podległego mu szefa BOR, których obowiązkiem było zapewnienie bezpieczeństwa prezydentowi. Nie będę skupiać się na tym, że polskie władze oddały w posiadanie wszystkie kluczowe dowody w śledztwie Rosjanom, uniemożliwiając tym samym Polsce poprowadzenie rzetelnego dochodzenia. Rosjanom, którzy pod rządami Putina wielokrotnie dopuszczali się zamachów terrorystycznych. Wszystko to powoduje oburzenie każdego, kto myśli racjonalnie.

Mamy cztery postulaty. Domagamy się:

1. Dymisji i postawienia przed Trybunałem Stanu premiera Rządu RP Donalda Tuska oraz ministrów: Jerzego Millera, Tomasza Arabskiego, Bogdana Klicha i Radosława Sikorskiego
2. Powołania międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej
3. Natychmiastowej zgody na ekshumację ciał ofiar katastrofy udzielonej rodzinom, które o tę zgodę wystąpiły
4. Wystąpienia rządu do struktur natowskich o udostępnienie zdjęć satelitarnych z czasu i miejsca katastrofy

Wszystkie nasze postulaty mają uzasadnienie w kodeksie polskiego prawa – można sobie wziąć ulotkę ze szczegółowymi informacjami na ten temat wystawioną pod namiotem.

Kiedy słowa tracą sens, ludzie tracą wolność

Przemoc towarzyszy nam od początku. Kilkakrotnie zabierano nam namiot, mimo że mamy zgłoszoną legalną manifestację w urzędzie miasta. Straż Miejska, atakując nas fizycznie i zabierając naszą własność, nigdy nie okazała nam dokumentu, na jakiej podstawie prawnej podejmuje wobec nas takie działania. Ale nie tylko władza nas atakuje. Oprócz wyrazów wielkiej solidarności i wdzięczności za protest, który – pomimo swej skromności wyrazu – przywraca godność tak wielu ludziom – jesteśmy też przedmiotem agresji ze strony zwykłych obywateli.

„Czekam, aż zdechniecie” – rzuca językiem miłości „młoda, światła część społeczeństwa”, która w rzeczywistości jest „palikotową” babcią w stroju sprzątaczki. Wielu ludzi puka się w głowę gestem, który kojarzy mi się z dziećmi w piaskownicy, teraz w wykonaniu dorosłych z zaciętymi twarzami pełnymi nienawiści wobec nas, ludzi, których nie znają i nie słuchają, nie chcą znać i nie chcą słuchać. Z góry wiedzą, ktoś im to wtłaczał przez lata, że jesteśmy ciemnotą. Szkodliwą. Ktoś przejdzie i zerwie transparent, inny rzuci obraźliwe słowo, jeszcze inny kopnie, uderzy.

Kilka miesięcy obserwacji przemocy wobec obrońców Krzyża sprawiło, że przestałam się dziwić. Że te nastroje będące wstępem do faszyzmu na trwałe weszły do życia społecznego w Polsce. Na bramie obozu w Auschwitz też powoływano się na wolność. Praca czyni wolnym – to hasło czytało tysiące ludzi, którzy byli przeznaczeni do eksterminacji, skrajnie zniewoleni i upodleni. Kiedy słowa tracą sens, ludzie tracą wolność – powtarzam to za Lilką Sonik, która to też za kimś powtarzała. W Polsce agresja, która nie pozwala rozmawiać, a w skrajnym przypadku każe zabić niewinnego człowieka – to „język miłości”.
Słowo „tolerancja” dawno straciło swoje znaczenie i obejmuje jedynie mniejszości seksualne – wobec większości często oznacza szykany. Słowo „wolność”… nikt już chyba się nad nim nie zastanawia.

Odpowiedź na gwałt na zdrowym rozsądku

Jesteśmy na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie przed Pałacem Prezydenckim ponad dwa miesiące. Stoimy w godzinach od 10 do 22. O ten niezbyt okazały namiot troszczy się wielu ludzi w całej Polsce. Zorganizowaliśmy cykl miniwykładów. To taka akademia wolnego słowa – spotkania z ciekawymi ludźmi przed namiotem. Jest to wywiad, w którym każdy może zadać pytanie. Naszymi gośćmi byli m.in.: prof. Krasnodębski, Rafał Ziemkiewicz, Bronisław Wildstein, Antoni Macierewicz, Grzegorz Braun. Przed nami kolejne wykłady, których plan można zobaczyć na naszej stronie internetowej: www.solidarni2010.pl. Zapraszam.

Namiot na Krakowskim Przedmieściu stanął z bezradności. Wobec wszechobecnego gwałtu na zdrowym rozsądku, wobec destrukcji polskiego państwa, którą na oczach społeczeństwa uprawia władza.

Skrajny przykład tej destrukcji, moim zdaniem, dał Bronisław Komorowski, nagradzając awansem wspomnianego szefa BOR, Mariana Janickiego, który w oczach wielu Polaków odpowiada za śmierć poprzedniego prezydenta. Nie zagwarantował bezpieczeństwa głowie państwa, gwałcąc wszelkie standardy w przygotowaniu wizyty smoleńskiej, a teraz zostaje wyróżniony za swoją pracę – niezwykle szkodliwe dla Polski działanie, za które odpowiedziałby więzieniem – jestem o tym przekonana – w każdym europejskim kraju.

Właśnie ta pogarda dla zdrowego rozsądku – wynikająca, z przekonania, że Polakom można napluć w twarz i będą jeszcze dziękować za deszcz – każe protestować. Wbrew ujadaniom reżimowych przekaziorów, wbrew dzisiejszym idolom, takim jak Kuba Wojewódzki, który w lizusostwie do jedynie słusznej partii nie ma sobie równych, wbrew systemowi pogardy, nienawiści i manipulacji władzy. To jest tłum, z którym nie jest mi po drodze. Żałosny triumf chamstwa żerującego na głupocie i najniższych instynktach. I choćby to był śmieszny protest – tak wyśmiewany i opluwany mały namiot – to ja zostaję w nim z poczuciem ulgi. Tam jest trochę ciszej. Kawałek wolności od przemocy, propagandy sukcesu i jazgotu „języka miłości”

opublikowano w panstwo.net

Dodaj komentarz (będzie widoczny po zatwierdzeniu)